1. Uwięzione, serial hiszpański

Wrobiona w oszustwo Macarena Ferreiro (Maggie Civantos, blondyna na zdjęciu poniżej) ląduje w więzieniu. Zagubiona, naiwna, dobroduszna trafia w kłębowisko żmij – brutalnych handlarek wspomaganych batalionem współosadzonych,  lesbijek targanych namiętnościami i skrajnymi emocjami, personelu rozgrywającego własne interesy.

Tworzy duet antagonistka – protagonistka z charyzmatyczną, diabelską, wybitnie sprytną Zulemą (Najwa Nimri, po lewej od Macareny na zdjęciu).  Na jej życie wpływa też i (vice versa) rodzina oraz rzutki, inteligentny, ale równie nieskuteczny jak Hermann Brunner ze „Stawki większej niż życie” – inspektor Castillo (Jesús Castejón).

Ferreiro, przyjmująca bolesne psychiczne i fizyczne ciosy, zarówno wątpi w swą wytrzymałość, jaki i nabiera gruboskórności. Odsiadka rzutuje na jej osobowość, stając się swoistą terapią, odnalezieniem „ja”, „ja” radzącego sobie w życiu za kratami, ale także pozbawionego wierzchniej łuski naiwności, pustych gestów, udawanych uczuć.

„Uwięzione” pokazują, że za rolami więźnia, strażnika, lekarza, rodzica kryją się doświadczenia, pragnienia, czasem dewiacje, które powodują, że maskaradę nie zawsze daje się utrzymać w ryzach. Ekstremalne sytuacje wywołują ekstremalne zachowania. Czasem dobre, najczęściej złe i brutalne , a przynajmniej – wyraźnie egoistyczne. Witajcie w świecie homo sapiens, gdy kamery są wyłączone.

Tutaj akurat są włączone i zarzucenie na chwilę mdłej, obowiązującej opowieści o miłości i szacunku do każdego człowieka robi wrażenie.

No, i można popatrzeć na piękne kobiety.

 

 

 

2. Ćma, reż. Tomasz Zygadło

Czy Roman Wilhelmi wznosi ten film na wyżyny sztuki? Czy może scenariusz i reżyseria Tomasza Zygadły wydobywa z aktora wszystko, co najlepsze? Nie znam odpowiedzi. Wiem, że w dramacie obyczajowym, psychologicznym „Ćma” Najlepszy Polski Aktor (dotąd nie zdetronizowany) w roli Jana, spikera radiowego prowadzącego nocną audycję – rozmowy z widzami o ich problemach, odgrywa chyba większość ludzkich emocji w sposób nie do podrobienia. Wersja made in China nie występuje.

Janowi zazdroszczę żony (ładna i opiekuńcza), współczuję wyboru kochanki (symptomatyczne: „co on w niej widział”), załamuję ręce nad relacjami z synem, podziwiam umiejętność zarówno empatii i asertywności podczas trudnych rozmów ze słuchaczami. Jednocześnie jednak charakter pracy Jana, umiejętność pomagania ludziom, zdejmuje z niego odpowiedzialność za swoje życie i relacje z bliskimi.  Własny los zaczyna wymykać mu się z rąk. Jan popada w konflikty w domu, w pracy, cierpi na niezrozumienie.

Film w porównaniu z dzisiejszymi produkcjami pewnie został zrobiony za niewielkie pieniądze, ale pod względem dialogów, zdjęć, montażu bije na głowę wiele współczesnych dzieł i szmir.

Stawiam piątkę, zaś samemu Wilhelmiemu – szóstkę. Bo wyżej się nie da.

 

 

3. Django, reż. Quentin Tarantino

Quentin Tarantino od pierwszych kadrów łamie konwencje i miesza gatunki filmowe. Niemiecki dentysta King Schultz (Christoph Waltz) zaprzyjaźnia się tuż przed wybuchem wojny Północy z Południem z niewolnikiem, nie trzeba mówić czarnoskórym, Django. Pokonują razem setki kilometrów, by z rąk narcystycznego, dandysowatego, psychopatycznego plantatora Calvin Candie (Leonardo DiCaprio) odbić żonę Django. W groteskowej, absurdalnej formie Tarantino przemyca ważne przesłanie antyrasistowskie.

Christoph Waltz odgrywa jedną z lepszych swoich ról.. „Jako Niemiec jestem zobowiązany ci pomóc” – mówi Schultz do Django. I jest to najprawdziwsze i najzabawniejsze zdanie filmu.

 

 

 

4. Green Book, reż. Peter Farrelly

Co zrobić, żeby ograniczyć na świecie rasizm, antysemityzm, a przynajmniej, co jest zupełnie niemożliwe, niechęć między kibicami Legii Warszawa i Wisły Kraków lub – co już podchodzi pod fantasy – Polak przestał pałać darmową nienawiścią do sąsiada? Wystarczy antagonistów wsadzić do jednego samochodu i kazać przejechać pół Polski.

Taką receptę przepisał Peter Farrelly w filmie „Green Book”. Rubaszny, nieokrzesany biały Tony Vallelonga (Viggo Mortensen) zostaje szoferem i ochroniarzem w podróży przez południowe stany USA genialnego, czarnego muzyka Dona Shirleya (Mahershala Ali). Mężczyźni pokonują nie tylko setki mil, ale także własne uprzedzenia, zakorzenione stereotypy. Podróż jest przy okazji drogą do poznania nie tylko siebie nawzajem, ale również – wejrzenia w głąb siebie samego. Film napędzają świetne role, zabawno-dramatyczne sytuacje, dialogi – humorystyczne, wartkie, chwilami głębokie i ciepłe. Jak piecyk u mamy.

Film drogi toczy się przewidywalną drogą i zmierza do oczywistego finału, nie nudząc – rozczula.

Podczas seansu czujemy, że wszyscy ludzie są braćmi. Potem wychodzimy z kina i przeglądając Facebooka słyszymy panią Szydło. Utwierdzamy się w przekonaniu.

Żyjemy w epoce, gdy nie tylko wypada, ale trzeba kochać wszelkie stworzenie. Czekam na film, w którym brytyjską królową Wiktorię zagra czarnoskóra aktorka. Strach się bać czasów, gdy wahadło politycznej poprawności (choćby najbardziej słusznej) odbije w drugą stronę.

 

 

 

5. Jestem mordercą, reż. Maciej Pieprzyca

Maciej Pieprzyca nakręcił dwa filmy pod tym samym tytułem – „Jestem mordercą”. Dokumentalny (1998) i fabularny (2016) opowiadają historię „wampira ze Śląska”, który od 1964 roku mordował kobiety, uderzając ofiarę kilkukrotnie w głowę tępym narzędziem.  Zabił 14 kobiet, 6 trwale okaleczył.

W filmie fabularnym do rozwikłania zagadki władza kieruje młodego porucznika milicji obywatelskiej Janusza Jasińskiego (Mirosław Haniszewski). W rzeczywistości sprawę prowadził kapitan Jerzy Gruba, który w  latach 80. XX wieku został generałem MO.

Śledztwo jest gorące politycznie, ponieważ wampir zabił bratanicę I sekretarza PZPR Edwarda Gierka. Śląsk oblewa się zimnym potem; kobiety boją się same chodzić po zmroku. Wszak w Polsce Ludowej, kraju bez zbrodni, nie było morderców, a seryjni – występowali jako rakowa narośl w imperialistycznych Stanach Zjednoczonych. Jasiński wykorzystał do rozwikłania sprawy nowatorskie techniki śledcze i operacyjne.
Pojmano Zdzisława Marchwickiego (Arkadiusz Jakubik).

Milicja nie ma żadnych bezspornych dowodów zbrodni Marchwickiego. Tu zaczyna się przemiana Jasińskiego. Z prawego człowieka i idealistycznego milicjanta przeistacza się w oportunistycznego oficera, intryganta (zaprzyjaźnił się z Marchwickim), karierowicza, który ulegając presji przełożonych, społecznej oraz własnej chęci życia w dobrobycie, dąży do oskarżenia i skazania domniemanego zabójcy.

Metamorfoza z motyla w larwę dużo kosztuje. Opuszcza go żona, rozpija się. Swojej nowej kobiecie każe przespać się z sędzią prowadzącym sprawę Marchwickiego, żeby szantażować go intymnymi zdjęciami.

Moralny i życiowy zjazd milicjanta wydaje się naciągany. W wielu innych sprawach tego typu prowadzący sprawę oficerowie i prokuratorzy mają się świetnie. Odbierają nagrody, młode kobiety się w nich zakochują, awansują, przenoszą się do ministerstw w Warszawie. Upadek Jasińskiego nie przekonuje.

W filmie Pieprzycy bardziej fascynuje proces wyrzucania ideałów, topienia wyrzutów sumienia w agresji i alkoholu. Gdy chce się wrócić do donkiszoterii, nie ma do czego. Lawina dawno zeszła z gór.

A wina Marchwickiego? Zabójstwa ustały na dwa lata przed jego aresztowaniem.
„Z tego, co słyszałem, co się dowiedziałem, to tak”.
Marchwicki przyznał się do tego, co mu powiedzieli.

 

 

 

6. Lektor, reż. Stephen Daldry

 

W życiu każdego człowieka da się znaleźć szramę, bliznę, granicę, która dzieli je na przed i po jakimś wydarzeniu, okresie, silnych emocjach. Klaudia po jednym spotkaniu z Michałem pokochała go miłością wieczną, a może tylko tak smakuje zakazany owoc. Jej uczucie w myślach tylko pięknieje.
Michał ma inną cezurę. Nie może odżałować, że nie został z dziewczyną o szerokich biodrach i blond włosach do połowy pleców. Przecież połączyło ich wspólne marzenie o domku na Mazurach, a rozłączyła jego niedojrzałość.
Anka do dziś nienawidzi byłego męża, mimo że od siedmiu lat jest w związku z innym facetem.
Tamtej trójce dziewczynek zmarła mama. Syn Jacka zginął w wypadku, nagle ktoś zdjął życia kolory, zostawił czerń i biel.
Czasem granica się zaciera, zarasta soczystą zielenią doświadczeń. Innym razem przypomina spaloną ziemię, na której nic nie wyrasta. O tym opowiada „Lektor” Bernharda Schlinka oraz film pod tym samym tytułem z doskonałą Kate Winslet. Dla Michaela życie po romansie z Hanną, który przeżył jako piętnastolatek, nigdy nie wypełniło się pełnią barw. Kochał Hannę nadal, uświadomił sobie, nawet gdy okazała się zbrodniarzem wojennym.

 

 

 

Z powieści kiełkuje jeszcze jedno przesłanie. Gdy kierujesz się w życiu poczuciem wstydu i paraliżującym lękiem, uczucia te sprowadzą cię co najmniej na boczny tor, a czasem – pchną  do poważnych błędów.
Szczęśliwi ci, którzy potrafili na kompoście złych przeżyć zasadzić piękny ogród.

 

 

 

Warstwy naszego życia leżą tak gęsto jedna na drugiej, że w tym, co później stale nas spotyka, jest coś, co było wcześniej, i co nie jest zakończone i załatwione, ale współczesne i nadal żywotne. Rozumiem to. Ale uważam, że czasami jest to trudne do zniesienia. Być może jednak spisałem naszą historię, żeby się jej pozbyć, nawet jeśli nie mogę tego zrobić.
„Lektor”, Bernhard Schlink

 

 

7. Dorwać gringo, reż. Adrian Grunberg

Mel Gibson gra tu złodzieja. Uciekając autem przed amerykańską policją, przez wzniesienie w terenie katapultuje się na meksykańską stronę. Trafia do tamtejszego więzienia, które bardziej przypomina otoczone murem Tepito lub Bronx. Amerykański więzień czuje się tu jak ryba w wodzie.  Siedząc na murku i paląc papierosa albo i nie, od razu rozgryza więzienną hierarchię. Zaprzyjaźnia się z chłopcem, robi sobie wrogów, ale nikt mu karku nie skręca. Bajka trwa w najlepsze aż do melodramatycznego końca. Na lukrowany obrazek więzienia dobrze się jednak patrzy, bo akcja płynie wartko, a humorem można by obdzielić ze trzy tak zwane komedie. Gibson w formie.

 

 

8. Colombiana, reż. Olivier Megaton

“Colombianę” z Zoe Saldaną można obejrzeć z dwóch powodów: Dla urody, gry i gibkości odtwórczyni roli głównej oraz dla zaskakującego zakończenia. Sam scenariusz (m.in. w wykonaniu Luca Bessona) ma kilka ostrych zakrętów, ale mimo nich prowadzi do przewidywalnego, choć powtórzę, oryginalnie podanego finału.

 

(1 odwiedzin, 1 dzisiaj)

Podobne wpisy